wtorek, 1 marca 2016

Nawbijali nam mądrości do łba

Kojącym jest, że nasze wspomnienia łagodzi nostalgia i trudno jest nam przyznać (nawet przed samym sobą), że ludzie, których darzymy miłością i zaufaniem, nie potrafią ich odwzajmnić. Świadczą o tym bardzo popularne na Fejsbuku memy i wpisy, gloryfikujące dzieciństwo lat , 80’czy 90’. Czytamy, co rusz:
  •  Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszych okolicach budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź matka odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad Bezpieczeństwa i Higieny Zabawy”



Nie zawsze jednak było tak kolorowo. W „epoce” głębokiego PRL-u wszyscy mierzeni byli jedną miarką, przemoc fizyczna, emocjonalna i seksualna wobec dzieci i kobiet była na porządku dziennym. Nasi dziadkowie, często ofiary drugiej wojny, nigdy nie zdążyli przeżyć swoich traum i bez odrobiny skruchy przekazywali je pokoleniu naszych rodziców. Ci, zaś nękani wizją braków, komunistycznej dyktatury i emocjonalnego wyczerpania, wpajali nam, że „dzieci i ryby głosu nie mają”, „ jak pies je to nie szczeka, bo mu miska ucieka” i że powinniśmy być wdzięczni za to, że nam pozwolono oddychać. Bywało też, że chwilami zapomniali o tym, co się dzieje na świecie- upijali się wtedy na domowych prywatkach i puszczały im wszystkie hamulce. Te imprezy, to był jedyny czas, kiedy widzieliśmy ich uśmiechniętych i czułych. Innym razem wujkowie popili sobie za bardzo i przyłapaliśmy ich na próbie obmacywania „wszystkiego, co nie uciekało”, wtedy zamiast upomnieć wujka, upominano nas: „Idź na dwór!” albo „Nie interesuj się”.
Matki były tak zmęczone ciągłym praniem we Frani, niekończącymi się najazdami gości i stertami zmywania, dla tego cieszyły się naszą nieobecnością (stąd przyzwolenie na zabawy na budowie). Często borykały się z przemocą w związku i biedą, którą za wszelką cenę trzeba było ukryć przed sąsiadami. Udawanie, szczęścia w nieszczęściu kosztuje dużo energii.
  •   Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju, jeśli zaczniemy od zerówki


Rodzice wtedy mieli „większe” problemy niż rozwój dziecka. Większość z nas wychowała się na blokowiskach, stąd też autorytetami pedagogicznymi były, babcie, ciotki i księża (ci ostatni bardzo doświadczeni w tej dziedzinie). W tamtych czasach do prowadzenia samochodu (testu na prawko) przygotowywano się staranniej, niż do rodzicielstwa (przynajmniej kodeks drogowy trzeba było przeczytać). W PRL-u, dzieci nie miały kłopotów z rozwojem, bo po prostu dzieliły się na głupie, mądre i leniwe. Nikt nie potrafił zrozumieć frustracji dyslektyka, czy braku skupienia dziecka z ADHD. Jedyną formą terapii był pasek (ewentualnie kabel albo kapeć). Rany emocjonalne po takich terapiach, co niektórzy leczą do dziś. Wszechobecne nerwice, zaburzenia osobowości i uzależnienia, to pozostałości po tym, co nasi rodzice nazwali wychowaniem.
Pamiętam chłopaka z mojej klasy, który w dzisiejszych czasach wylądowałby pewnie gdzieś na spektrum autyzmu - był regularnie bity przez swojego ojca. Kiedy ojciec został wezwany do szkoły po (raz kolejny) sytuację syna i swoją bezradność skwitował przy całej klasie „Mógłbym go zatłuc, a rozumu bym u niego znalazł”. Owy chłopak w wieku 25 lat miał wysoko rozwiniętą chorobę alkoholową i powiesił się w dniu swoich urodzin.

·         Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Wszyscy umieli pływać i nie potrzebowali do tego lekcji.

Może nikt nie utonął w wodzie, (choć z tym też bym polemizowała, bo co wakacje ktoś tonął- jestem z Mazur), ale kilkoro utonęło zaliczając tzw. wpadkę. O antykoncepcji uczyliśmy się przecież od księży, którzy polecają metodę zwaną „wstrzemięźliwością”, albo z Bravo Girl -ci bardziej zaradni. Na jakiekolwiek tematy związane z seksualnością słyszeliśmy „Za młody jesteś!!!” 

Poniżali nas przy tym za naszą naiwność i chęć poznania, tak jak ich, kiedyś poniżali nasi dziadkowie. Większość z nas dorosła nie znając swoich ciał, pozwoliliśmy je sprofanować ludziom, którzy w równie obrzydliwy sposób zostali zaprogramowani przez pornografię i wiadomości od „życzliwych”. Dziewczyn dorosły myśląc, że bycie molestowaną to zaszczyt (np. Maryla Rodowicz, – choć starsza niż „to” pokolenie), a chłopcy, że bycie chamem to męskość. Osoby homoseksualne, nie jednokrotnie żyły w przeświadczeniu, że są opętane lub chore i że ktoś kiedyś pomoże im rozwiązać ich „problem”.

·         W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.

Zostawianie dzieci bez opieki było na porządku dziennym. Najstarsze dziecko było często obarczane odpowiedzialnością ponad swój wiek - czyli opieką nad rodzeństwem. 
Takie doświadczenia są przeżyciem ponad siły malucha, którego przeraża samotność. Zdarzało się dużo wypadków, bo nikt tak grzecznie nie mógł zasnąć wiedząc, że jest sam w domu. Jeśli takie wypadki się nie zdarzały, to zostanie w domu bez opieki, było przeżyciem głęboko traumatycznym (często wypartym) objawiającym się w życiu dorosłym w różnych postaciach manii prześladowczych, nerwic, fobii i lęków (zaburzenia psychosomatyczne). Brak zaintresowania rodzica, i odebranie dziecku poczucia bezpieczeństwa, (które powinno być przywilejem dzieciństwa) to przemoc emocjonalna, spowodowana egoizmem rodziców tamtych lat.

·         Nikt się nie bawił z mamą, babcią czy ciotką, od zabawy mieliśmy siebie.

Ja się bawiłam z ciocią i zabawy te świetnie pamiętam. Ciocia przez zabawę przekonywała nas do pokonania własnych lęków, pracy w grupie i wspólnych sukcesów. To były najwspanialsze chwile mojego dzieciństwa. Zawsze chciałam być jak ona, a w trudnych sytuacjach życiowych, często wracałam do tych zabaw i przekazanych mi wtedy „ciocinych strategii”.

·         Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić musieliśmy radzić sobie sami.




Często chodziliśmy do kolegi, u którego rodzice wracali późno z pracy i oglądaliśmy filmy takie jak „Egzorcysta”, „Terminator” czy coś w stylu „Amerykański kicz z nowo otwartej wypożyczalni”. Dla bardziej wrażliwych, były psychodeliczne fimy jak „Akademia Pana Kleksa” (scena z wilkami do tej pory mnie prześladuje”, „Przyjaciele wesołego diabła” czy niemalże pornograficzny film „Pierścień i róża” przez niektórych rodziców uważanych za bajkę.
Czasami było tak, że koledzy, koleżanki albo sąsiad pozwolili nam podtykać swoich genitaliów, a w kiosku za rogiem, można było kupić papierosy na sztuki, żeby sobie po tym wszystkim zapalić.
Jak było „tak naprawdę” nigdy się nie dowiemy, bo mamy do dyspozycji tylko wspomnienia dziecka, ale jeśli było tak dobrze, to nie interesowałyby was wpis i posty mojej strony.
  

                                                                       - Turbo


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz